wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 4

Otworzyłam oczy i zpostrzegłam, że nadal tkwię w zamkniętej łazience z... Kendallem.
Leżałam na kolanach chłopaka, a on opierał się głową o ścianę.
Podniosłam się i podeszłam do drzwi, odruchowo sprawdziłam czy może ktoś je otworzył, ale nadal były zatrzaśnięte. Miałam ochotę krzyczeć i płakać, nienawidzę być zamknięta od razu wszystko się przypomina.
Było już jasno, zwykle ekipa przychodzi o 8.00, nie wiedziałam która jest godzina, ale miałam nadzieję, że już nie długo.
-Witaj.- podskoczyłam gdy Kendall się przywitał.- Wow, jakaś ty strachliwa.
-Nie chcę tego komentować, jedyne czego teraz chcę to wydostać się z tego pomieszczenia.
-Chłopaki powinni zaraz przyjść.- powtórzył swoją formółkę.
-Mówisz tak od wczoraj, wcale nie czuję się wtedy lepiej.
-Rano zawsze jesteś taka drażliwa?- spytał z uśmiechem na twarzy.
Wzruszyłam ramionami.
 -To co robimy? - wstał i podszedł do mnie.
-Wiemy już, że w tej chwili nie możemy polegać na chłopakach więc musimy podjąć sami jąkąś inicjatywę. Błagam powiedz, że masz jakiś pomysł.- zbierało mi się na płacz.
Kendall odwrócił się i myślach chwilę.
-Ile masz w pasie?- spytał. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale zobaczyłam, że patrzy na małe okno przy suficie.
-O nie, nie, nie, nie, nie i nie!!! Mam lęk wysokości i nie ma mowy.
-To jest jakiś metr i trochę, wcale nie jest tak wysoko.
-A jeżeli się zaklinuję? Zostanę tak na zawsze i nadal nie ma mowy!!!
-Chcesz się z tąd wydostać, czy nie!!!- krzyknął.
Zrobiłam groźną minę.
Odetchnęłam głęboko i podeszłam do okna.- A jak mam się tam wdrapać?
Podszedł do mnie i mnie podniósł.
-Możesz, otworzyć okno?- spytał.
Pociągnęłam za wajchę otwierającą i otworzyłam.
-Tak.
-To wyskakuj.
-Nie poganiaj!- krzyknęłam.
Złapałam się parapetu i podciągnęłam się. Wyłoniłam głowę za okno, a potem poszło już jak z płatka...
No prawie... Tylko tyłek mi się zaklinował.
-Chyba się zaklinowałam.- powiedziałam do blondyna.
-Zepnij pośladki.- rozkazał. Zrobiło mi się głupio na myśł o tym, że Kendall właśnie gapi się na mój własny tyłek, ale zrobiłam jak kazał. W końcu udało mi się i z krzykiem wylądowałam na trawie.
-Au.- jęknęłam.
-Teraz idź i otwórz te przeklęte drzwi!- powiedział.
Pobiegłam do środka i znalazłam te cholerne drzwi. Próbowałam je otworzyć, ale to było nie możliwe.
Podeszłam do szklanego pudełka z siekierą w środku, zbiłam szkło i wyciągnęłam te cacko.
Zamachnęłam się i trafiłam w... ścianę.
-Ups..
-Co ty wyprawiasz?
-Bawię się siekierą, bo jakiś głupek zamknął te pieprzone drzwi!
Walnęłam z całeś siły w klamkę i się otworzyło, w sumie to już nigdy się nie zamknie.
Rzuciłam siekierę w bok.
-Udało ci się.- zaczął bić mi brawa.
-Ale to i tak twoja wina.- uśmiechnęłam się do niego.
-Jestem ci wdzięczny przysługę, ogromną przysługę.- przytulił mnie, ku mojemu zdziwieniu odwzajemniłam uścisk.
Poszliśmy do garderoby, wyjęłam z plecaka czyste rzeczy i cieszyłam się, że w końcu się ubiorę w normalne ciuchy, a nie będę paradować w bieliźnie.
Kendall właśnie zakładał czystą koszulkę, kiedy podkreślająco odchrząchnęłam.
-A chcesz się przebrać?- spytał.
-Tak, ale wolałabym tutaj, bo do łazienki już nie wejdę.
-Ok nie krępuj się.
-Że co?- oniemiałan.
-Żartuję, też chcę się przebrać i też tutaj. Po prostu odwrócimy się i normalnie się przebierzemy.
-A z kąd mam wiedzieć, że nie spojrzysz?- spytałam podejżliwie.
-Zaufaj mi.
-Dla twojej wiadomości ja nie ufam nikomu.- naburmuszyłam się.
W końcu zrealizowaliśmy jego pomysł i oboje się "normalnie" przebraliśmy.
Godzinę póżniej wrócili chłopaki, przyszli razem z ekipą.
-Mogę ich zabić?- spytałam Kendalla.
-Narazie nie.- powiedział i podszedł do chłopaków. Byli mocno zkacowani, co oni robili przez te noc?
Wszyscy czworo poszli się położyć i nawet nie zwrócili na nas uwagi.
-Okej.- powiedział blondyn, podchodząc do mnie.- Mamy dzień wolny, więc mogę nauczyć cię salta.
Uśmiechnęłam się.
Ustawiliśmy pod ścianą materace i zabraliśmy się do roboty.
Kendall pokazał mi jak on najszybciej się tego nauczył, ale ja i tak cały czas się przewracałam.
Uczył mnie do wieczora w końcu postanowiłam, że zrobię to idealnie. Podbiegłam i skoczyłam i wylądowałam... w ramionach Kendalla.
-Coś ci nie wychodzi.- stwierdził.
-Tak, masz rację, nie wychodzi mi.- zachichotałam.
Kendall przybliżył swoją twarz do mojej i chyba zrozumiałam co chce zrobić.
To dziwne, ale nie chciałam protestować.
-Lillian?!- usłyszałam swoje imię. Podskoczyłam i upadłam. Znowu.
Spojżałam na osobę, która mnie zawołała.
-Mama?! Co ty tutaj robisz?!- krzyknęłam przerażona, a Kendall próbował postawić mnie na naogach...

*****************************************************************************
To było trudne, bo mam jakiegoś cholernego doła i nie miałam ochoty pisać, ale zmotywowała mnie moja najlepsza przyjaciółka na świecie i jednocześnie moja kuzynka. Kocham i dzięki Nattalie:) Pamiętajcie o komentarzach, może po nich poczuję się lepiej...

piątek, 18 stycznia 2013

UWAGA!!!! Big proźba ode mnie...

http://pocketsfullofstonesbtr.blogspot.com/p/blog-page.html
Komentujcie i piszcie co jest fajne, a co jest nie tak to ważne, bo chcę ten wiersz dać na konkurs:)

Rozdział 3

Wielkie SORRRRRYYYYYY za takie opóźnienie, ale miałam coś z palcem i nie mogłam pisać.
Ale teraz już mogę więc dodałam i mam nadzieję, że będzie pozytywnie.
Miłego czytania:)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Wstałam z siedzenia i gdy drzwi się otworzyły wyszłam, a i Kendall za mną.
Rozejrzał się w około i popatrzył na mnie z głupią miną.
-Przecież to nie tu, źle wysiedliśmy.- zwrócił mi uwagę.
-No przecież wiem, wysiedliśmy pięć przystanków wcześniej.- odpowiedziałam.
-A dlaczego?...
-A pomyślałam tak sobie, że moglibyśmy się tak przejść..- zaproponowałam cicho.
-Niezwykle interesująca propozycja, ale...- powiedział zamyślony.
-Ale co?- pisnęłam.
-Jak to co? Czekamy na następny, myślisz, że chce mi się zachrzaniać pięć przystanków?- powiedział zdenerwowany. Zawstydziłam się i posmutniałam.
-Hej Lil..- nachylił się nade mną i nagle wybuchł gromkim śmiechem.- Żartowałem!- zrobiłam się czerwona jak burak i za karę strzeliłam go w brzuch.
-Auć!- skulił się.
-Wsadź sobie do głowy, że JA nienawidzę jak ktoś sobie ze mnie żartuje.
-Oj przepraszam, przepraszam.
-To idziemy, cholerka, czy nie? Tylko już tak na poważnie.- spytałam zła.
-Bardzo chętnie.- powiedział wciąż się uśmiechając.
Chodziliśmy w kółko.
Gadaliśmy o wszystkim: szkole, jego pracy, moich przyjaciołach, jego przyjaciołach itd.
Zrobiło się ciemno. Była 21.15, a my nadal spacerowaliśmy.
-Masz jeszcze jakieś rodzeństwo, kuzynostwo prócz Natalie?- spytał.
-Trzy przyrodnie siostry, moje trzy powody do życia. Moi rodzice nigdy nie byli razem, tak razem, że w parze. Nie byli parą nawet jak mnie płodzili, byli pijani. Kiedy mam dowiedział się, że jest w ciąży tata bardzo jej pomagał, ale nawet w tedy nie byli razem, zawsze byli tylko przyjaciółmi. No i w końcu gdy miałam już 5 lat tata poznał Holly, rok później urodziła się Victoria, potem wzięli ślub i tak też na świecie pojawiła się Katie i później Melanie. Moja mama ma jeszcze dwie siostry, mama Nat umarła, a najstarsza Ester ma dwójkę dzieci, których nawet nie znam, bo nie mamy z nią kontaktu. Mój tata nie ma rodzeństwa, niestety.- ale się rozgadałam.
-Zazdroszczę ci , ja nigdy nie byłem najstarszy, zawsze młodszy. Nawet moje kuzynostwo jest starsze... no prócz Kelly ona jest sześć lat starsza, ale w życiu widziałem ją tylko trzy razy.
-Nie masz mi czego zazdrościć, bycie najstarszą bywa straszne, ale i tak czuję się jakbym to ja była ta najmłodsza.
-Mógłbym cię o coś spytać?
-A pytaj o co chcesz.- szliśmy po mieście, latarnie mocno świeciły.
-Dlaczego twoja rodzina się tak nad tobą trzęsie, jesteś dorosła, możesz wychodzić sama gdzie chcesz i być sama w domu.- no extra.
-Pytaj o co chcesz tylko nie o to.- nie powinien o to pytać, on nic nie wie i tak ma zostać.
-Rozumiem, drażliwy temat.
Pokiwałam głową.
-Słuchaj trochę zgłodniałem, może wejdziemy tu coś zjeść?- spytał wskazując knajpę z fast foodem.
Weszliśmy. Nigdy nie jem w takich knajpach, ale nie było żadnej innej w pobliżu.
Podeszliśmy do kasy.
-Dobry wieczór, co podać?- spytał mężczyzna za ladą.
Kendall kiwnął na mnie głową, co oznaczało "ty pierwsza".
Macie tu może jakieś sałatki?- spytałam.
Kendall parsknął śmiechem, a ja przewróciłam oczami.
-Niestety nie.- zrobiłam smutną minę.- Ale możemy zrobić taką jaką pani chce na specjalne zamówienie.- uśmiechnęłam się ciepło. Pomyślałam trochę i zaczęłam zamawiać.
-No dobrze, to ma być sałata lodowa, tofu, pomidory koktajlowe przekrojone w pół, grzanki, tylko nie tak dużo, a i polać to sokiem z cytryny.
-Coś jeszcze?
-Hmm.. no to zaszaleję niech będą oliwki tylko drobno pokrojone, a do tego cola light.
-A dla pana co?- spytał mężczyzna.
-Hmm.. może to samo co koleżanka.- odwrócił się do mnie i puścił mi oko.
Młody mężczyzna podał zapisaną karteczkę do "kuchni".
Po 20 minutach dostaliśmy nasze zamówienie.
-A i jeszcze jedno, jako że to wasz przepis to musicie te potrawę jakoś nazwać.
Kendall popatrzył się na mnie pytającym wzrokiem.
-yyyyy... Vega a la Schmidt?- podałam nazwę.
Kendall stał z otwartą buzią, mężczyzna życzył nam smacznego i usiedliśmy przy stole.
-Vega a la Schmidt?- zwrócił się do mnie blondyn.
-A co nie podoba się?
-W sumie to nawet całkiem fajne.- przyznał i obdarował mnie pięknym uśmiechem.
Zaczerwieniłam. Zauważył to i uśmiechnął się jeszcze bardziej.
Spróbowaliśmy naszego "specjalnego zamówienia" i ku mojemu zdziwieniu było to pyszne.
-Smaczne.- powiedział chłopak.
-To prawda.- potwierdziłam.
Siedzieliśmy tam do puki nie zjedliśmy.
Do sceny dotarliśmy przed 23.00, chłopaków jeszcze nie było więc czekając na nich usiedliśmy na brzegu sceny. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Policzki mnie piekły i chciało mi się płakać. Łza pociekła mi po policzku. Szybko wytarłam ją wierzchem dłoni, ale na miejsce pierwszej wpłynęła druga, a potem trzecia. Nie mogłam przestać.
-Hej, czy ty płaczesz?- spytał chłopak.
Szybko wstałam i pobiegłam do łazienki. Stanęłam przy umywalce, przed lustrem, schyliłam głowę i głęboko oddychałam. Kendall wbiegł za mną do łazienki i odruchowo zamknął drzwi.
-Oszalałeś?!- krzyknęłam do niego.
-Cholera!- przeklął. Podszedł do mnie o złapał za ramiona. Odepchnęłam go.- Dlaczego płaczesz, znowu coś źle powiedziałem?!
-Nie twoja sprawa.- odpysknęłam i zrobiło mi się go żal.
Kendall wyciągnął telefon i zadzwonił do chłopaków, nie odbierali.
Po jakiejś godzinie się uspokoiłam. Siedziałam pod ścianą, a Kendall na środku łazienki nucąc jakąś piosenkę.
Walnęłam tyłem głowy o ścianę i zaczęłam liczyć, żeby nie wybuchnąć.
Po pięciu minutach telefon Kendalla się rozładował.
-Extra.- powiedzieliśmy razem i zaczęliśmy się śmiać.
Było ciemno i strasznie gorąco. Kendall zdjął koszulkę, a ja powtórzyłam jego czynność.
Zachłystnęłam się powietrzem gdy zobaczyłam, że ma tatuaż.
-Co?- spytał.
-Nic, fajny tatuaż.- wskazałam na czerwone serce zszywane igłą.
-Mam jeszcze jeden.- odwrócił się i pokazał pacyfkę w górnej części pleców.
Przysunął się do mnie.
-Powiesz dlaczego płakałaś?- spytał.
-Nie dasz sobie spokoju?
Pokiwał głową.
No tak.
-Nigdy nie czułam się lepiej.- wyszeptałam w końcu.- Od kiedy was poznałam, czuję się wolna, nigdy się tak nie czułam od dziecka byłam trzymana pod kloszem.
-I dlatego płakałaś?
-Tak. Ty nie wiesz jak to jest być mną. Jestem dorosła, a traktują mnie jak noworodka bez rąk i nóg. Wiesz ja też mam tatuaż.- zdjęłam spodnie i pokazałam moje udo. Czarna klatka, a z niej wylatujący kolorowy ptak, taki wolny i taki szczęśliwy. Pod dziarą widniał napis "Freedom is mine".
-Wow, ty naprawdę pragniesz wolności.- przyznał.
-Marzę o niej, gdybym mogła cofnąć się w czasie o 16 lat to bym nigdy nie uciekła z tej pieprzonej imprezy urodzinowej.- znowu zaczęłam płakać.
Chłopak mnie przytulił.
-Nie wiem o co w tym chodzi, ale musisz bardzo cierpieć.
-Tak, to prawda. Jak myślisz kiedy przyjdą?- zmieniłam temat.
-Na pewno nie w najbliższym czasie.- zaczęłam się śmiać, Kendall dołączył do mnie i obydwoje rechotaliśmy jak głupki.
-Szkoda, że po jutrze cię tu nie będzie. Nigdy nie było tak ciekawie, no przynajmniej po tym jak nauczyłem się salta.
-Mogłabym cię o coś poprosić?- spytałam.
Czułam, że się uśmiechnął.
-Jak z tąd wyjdziemy to nauczysz mnie salta?
-No pewnie o ile nie boisz się śmierci.- i znowu śmiech.
-Co myślisz o Carlosie?- spytał nagle.
Pewnie chodziło mu o to co powiedział dziś rano.
-Jest uroczy, ma śliczne oczy i to jedyny chłopak przy którym nie czuję się jak krasnolud. A dlaczego pytasz? Tylko nie mów, że chcesz mnie z nim zeswatać.
Nie, absolutnie nie, ale byłem ciekawy, no bo podobasz mu się no i cię już zaklepał.
-To słodkie, ale troche dziecinne, a poza tym nie mam ochoty na jakikolwiek związek.
-Nawet z Carlos' em Pena z Big Time Rush?
-Nawet.
-Uraz do ostatniego chłopaka?- tak łatwo mnie rozgryźć?!
-Tak jakby, ale nie chce o tym gadać.
Byłam zmęczona, wtuliłam  się do Kendalla no i zasnęłam...
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Haaaaa!!! Napisałam, napisałam, napisałam!!!!
Piszcie komentarze, może komuś się to podoba..
Pozdrawiam, ja:)

wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział 2

Na wstępie chcę przeprosić za takie opóźnienie, ale, miałam lekki poślizg.
Mam nadzieję, że teraz będę dodawała co tydzień. Miłego czytania.
------------------------------------------------------------------------------
(...)Life is very short, and there's no time 
For fussing and fighting, my friend. 
I have always thought that it's a crime, 
So I will ask you once again...
Usłyszałam przez  sen muzykę, sięgnęłam do radia by go wyłączyć, ale go tam nie było, przecież od dawna wisi tu na ścianie.
Odwróciłam się na drugi bok i wylądowałam na podłodze. Wygrzebałam się z pod koca i rozejrzałam się po pokoju. Nie byłam u siebie, dlatego upadek nie bolał, bo nie spałam na piętrowym łózku.
Byłam w tym pomieszczeniu tego zespołu Big Time Rush i przespałam tu kilka godzin.
O, w mordeczkę.- pomyślałam. A tak w ogóle, która godzina? Podniosłam mój telefon z podłogi.
14.56, ze co?! Ja przeciez tyle nie śpię, zepsuję sobie zegar biologiczny!- krzyczałam w głowie.
Wstałam z podłogi i zakręciło mi się w głowie, usiadłam na łózku, odczekałam trochę i ponowiłam próbę, tym razem bez zadnych efektów ubocznych.
-O jejciu moje włosy.- szepnęłam gdy zobaczyłam moją głowę w małym lusterku wiszącym na ścianie.
Zdjęłam gumkę z nadgarstka i związałam moje zmierzwione, rzadkie włosy.
Zauważyłam mój plecak obok łózka. Podniosłam go, wyszłam z „sypialni” i poszłam na scenę.
Zajrzałam niepewnie za filar.
-Nie, nie, nie! Jeszcze raz od nowa. Carlos nabierz tempa, a Kendall popraw salto.- krzyczała młoda choreografka.
Chłopcy zaczęli tańczyć w rytm raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem i od nowa..
Na koniec układu Kendall i Logan zrobili salta, nigdy tego nie umiałam, a jest mi to potrzebne do konkursu.
-Dobrze, na dziś koniec, mozecie juz zająć się sobą. Wokal macie opanowany?- spytała.
-Tak!- powiedzieli wszyscy razem, jak w wojsku.
-To spadać.- zaczęli się śmiać.
Nie byłam pewna czy wyjść do nich, pożegnać się i podziękować za przenocowanie, czy lepiej odejść bez powiadomienia.
-Pójdę sprawdzić co z Lilly.- oznajmił Kendall do pozostałych. Szybko cofnęłam się za filar.
-Hej Kendall, podoba ci się ta mała.- zawołał za nim Logan.
Kendall odwróciła się na pięcie i podszedł do niego.
Trochę się zawstydziłam, czuałam, ze na twarz spłynął mi rumieniec.
Pozwoliłam sobie podejrzeć.
-Logan ja jej tylko pomogłem, a poza tym nawet jej nie znam.- odparował blondyn.
-Ale ładna to jest, prawda? – dołączył się James.
-To sobie ją weź, nie jest w moim typie! Nie widzicie jej piegów na całej twarzy i tego, że przy mnie wygląda jak krasnolód, a poza tym nie jest blondynką!
-Hej stary uspokój się, chodź usiądź, jak ci się nie podoba to ok my to rozumiemy, dlatego ja ją zaklepuję.- powiedział Carlos z bananem na twarzy.
Przekrzywiłam głowę, nikt nie będzie mnie zaklepywał co ja jakieś ciastko jestem?!
Chciałam z tąd jak najszybciej uciec, nienawidzę tego jak ktoś zwraca uwagę na moje piegi i wzrost. Po co w ogóle ten Kendall zaproponował mi pomoc, jeżeli tak bardzo mnie nie lubi? Weszłam za kulisy, ale po chwili się zatrzymałam.
Skoro on mnie tak mnie nie lubi to ja specjalnie zatruje mu zycie.
Weszłam pewnie na scenę.
-Cześć chłopcy.- przywitałam się i popatrzyłam złowrogo na blondyna.
-Hej.- opowiedzieli mi.
-Jak się spało?- spytał Carlos. Uśmiechnęłam się.
-Dobrze, ale strasznie długo.
-Bo za późno się połozyłaś.- zwrócił mi uwagę, latynos.
-Ciekawe dlaczego?- dopowiedziałam.
Zaczęliśmy się śmiać, nagle strasznie zaczęło mi burczeć w brzuchu.
-OOOO... Głodna jesteś, może hamburgera?- spytał Logan
-Podziękuję, jestem wegetarianką.
-O podobnie jak nasz Kendall tyle, ze on tylko w połowie.- powiedział Dustin.
-Po prostu czasami trudno mi pogardzić pachnącym, świezym mięsem, Lilly pewnie też tak miała.
-Dla twojej wiadomości – nie, nie miałam tak, jestem wegetarianką od urodzenia, moja mama mnie tak wychowała i jest mi z tym dobrze.
-Jak tak to przepraszam.- mam w dupie twoje przeprosiny, blondasku.
Po chwili przyszedł James z wielką tacą hamburgerów i jedną miską sałatki z grzankami.
-To dla ciebie.- podał mi miskę.
-Dzięki.
Gdy wszyscy się najedliśmy usiedliśmy na skraju sceny i machaliśmy równo nogami.
-Mamy wolny wieczór może gdzieś wyskoczymy, wszyscy w szóstkę.- zaproponował Carlos.
-Ty dobry pomysł.- zafturował mu Logan.
-Bardzo bym chciała, ale muszę wracać do domu, Nat pewnie zaraz zadzwoni by sprawdzić czy wróciłam, a poza tym głowa mnie boli.- to nie była wymówka, naprawdę bardzo chciałam z nimi iść, ale wiedziałam, że jak się źle czuję to muszę zostawać w domu, przeciez nie mogę być chora.
-Droga Lilly, gdy ty smacznie spałaś, my zadzwoniliśmy do twojej kuzynki i oznajmiliśmy jej, że zaopiekujemy się tobą do jej przyjazdu.- otworzyłam buzie gdy Logan oznajmił mi tego newsa.- A tak w ogóle twoja siostra ma ładny głos.
-Czekaj, czekaj, zadzwoniliście do Natalie i co ona najzwyklej na świecie się zgodziła?
-Właściwie, tak.- uśmiechnął się Logan. Miałam ochotę ich zdzielić, ale tak poządnie.
-Logan zadziałał na nią urokiem osobistym.- zazartował Dustin.
-Wiecie, że nie mam tu zadnych rzeczy, potrzebuje czystych majtek, koszulki i spodni, a tak w ogóle to jutro mam trening.
-Kendall zawiezie cię do ciebie i zabierzesz to co potrzebujesz.- wypalił Logan.
Moja twarz zrobiła się czerwona jak burak. Carlos szturchnął go w ramię.
-Pojadę sama.
-Nie, Natalie wyraźnie powiedziała, ze samej nie mozemy cię nigdzie puścić, no niestety, widzisz jaki nie fart.- poinformował mnie James.
-Dobra, ale wolę jechać z Carlos’ em.- Jezu jaka ja głupia jestem!!!
-Yyyyy.. Ok.- zgodził się latynos.
-Nie i nie. Carlos my wszyscy idziemy na miasto, Kendall nie jest w sosie i nie chce iść, dlatego on pojedzie z Lilly.- Logan próbował go przekonać.
Carlos spuścił głowę i mi pomachał, cała czwórka poszła w swoją stronę.
-Okej, czyli tramwaj.- stwierdził Kendall.
-Tak..- odburknęłam.
Nie czekaliśmy długo, tylko przyszliśmy na przystanek, a tramwaj akurat podjechał.
Całą drogę przemilczałam. Kendall coś tam do mnie mówił, ale ja mu nie odpowiadałam, jak się obrazam to już tak na powaznie.
Do mojego domu dotarliśmy około siódmej wieczorem, ale i tak było jeszcze jasno i za to kocham lato.
Otworzyłam drzwi i wpisałam kod do alarmu. Zapaliłam światła.
-Wow, ogromny, ile was tu jest.- spytał zachwycony Kendall.
-Ja i Natalie, czasami jej kolezanka, moja mama lub moja młodsza siostra.- powiedziałam ze zniechęceniem.
-To po co wam taki duży dom?
-Nie twoja sprawa.- odpowiedziałam szybko.
-Dlaczego jesteś dla mnie taka nie miła? Coś cie zrobiłem? Dla innych jesteś inna tylko do mnie jesteś nastawiona wrogo.
Wzięłam głęboki wdech.
-O co ci chodzi?- spytałam głupio.
-Od kiedy tylko wstałaś jesteś dla mnie nie miła, jak coś zrobiłem to możesz powiedzieć, a nie stroić fochy.
-Matoł.- szepnęłam pod nosem tak by mnie nie usłyszał.
-Że co?- przecież szepnęłam!
-Nic.
-Słyszałem, wiesz, że nie umiesz szeptać?
-Odczep się.
-Porozmawiaj ze mną.- powiedział.
-Jak tak bardzo ci zależy na rozmowie to trzy domy z tąd mieszka wysoka blondynka, która nie ma piegów.- wypaliłam jak głupia.
Kendall złapał się za głowę.
-Słyszałaś?- nie kurde tak sobie powiedziałam.
-Tak, słyszałam i to nie było zbytnio przyjemne.
-Hej, przepraszam, nie wiem dlaczego tak powiedziałem, Naprawdę, uwierz mi.
Nie mam nic do twojego, wzrostu nawet do tego, że jesteś brunetką..
-Szatynką.- poprawiłam.
-No to szatynką, a twoje piegi uważam za bardzo urocze i przez te detale jesteś bardzo słodką kobietką.- na chwilę zapomniałam, ze jestem na niego zła, na chwilę...
-To dlaczego powiedziałeś tak chłopakom?
-Lil tak już jest, po prostu nie chce by krązyły plotki, ze się zakochałem w kim kolwiek, a już zwłaszcza w tobie. Moje zycie wcale nie jest takie cukrowe  jak moze ci się wydawać i naprawdę nie chcę wciągać w to bagno, zadnej dziewczyny, która jeszcze jest normalna. Zamachnęłam się i spoliczkowałam go.
-Aaaaa to za co?- spytała zdezorientowany.
-Przyzekłyśmy sobie z Nat, ze jak ktoś powie, ze jesteśmy normalne potraktujemy to jak obelgę i spoliczkujemy go.
-Aha, na następny raz będę wiedział. Bierz to co potrzebujesz i spadamy.
Pobiegłam do pokoju, wpakowałam potrzebne rzeczy do plecaka i podeszłam do Kendalla.
-No to komu w drogę temu czas, idziemy?- spytałam i nagle zorientowałam się jak mnie nazwał przed spoliczkowaniem na samym początku zdania. Osłupiałam i otworzyłam szeroko oczy.
-Coś się stało?
-Ty nazwałeś mnie Lil, czy się przesłyszałam.
-Nie, dobrze słyszałaś, Lil to jeszcze krócej więc łatwiej, masz coś przeciwko?
-Nie, ale moja prababcia mnie tak nazywała jak byłam mała, a potem umarła miałam 7 lat. Od tamtej pory nikt mnie tak nie nazwał.- z wdzięczności pocałowałam go w policzek.
-Najpierw bijesz potem całujesz, zdecyduj się dziewczyno.- uśmiechnęłam się.
Wyszliśmy z domu i poszliśmy na przystanek.
Będzie dobrze Lil, wszystko będzie dobrze. No nie płacz już, ile ty masz lat 3? No chodź przytul się do babuni, a poczujesz się lepiej i wszystko na pewno będzie dobrze, moja mała Lil.”
Przypomniałam sobie słowa babci i zrobiło mi się cieplej na sercu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak krótko, ale jakoś akurat w tym momencie chciałam zakończyć.
Następny rozdział mam nadzieję, że dodam w poniedziałek.
Pamiętaj jak czytasz, to piszesz komentarz!!! Do następnego:)